Jako że to nieświadome jest sprężyną ludzkiego bycia, oddziaływanie na nie i w jego obrębie poprzez mówienie przynosi trwałe zmiany. Psycholodzy i psychoterapeuci o tym wiedzą, ponieważ to akurat jest możliwe do określenia w ich polu. Wnioski z badań poszczególnych rodzajów psychoterapii, odnosząc się do metaanaliz, są jednoznaczne: psychoterapia działa, ale musi być powtarzana co jakiś czas, ponieważ efekt terapeutyczny, innymi słowy ulga, traci na sile. W przypadku psychoanalizy efekt terapeutyczny po czasie rósł od momentu zakończenia terapii. Oznacza to, że pacjent uniezależnił się od Innego, mogąc nareszcie dokonywać aktów, które miały realny wpływ na jego życie, a poprzez to na jego satysfakcję z życia. Życie przeszłością jest przekleństwem neurotyka, pułapką, w którą wplatał się na wczesnym etapie, przeżywa w związku z czym rzeczy tak, jakby one go nie dotyczyły. Jednocześnie dotyczą go w najdotkliwszym stopniu, poprzez poczucie przegapionej okazji lub szansy. W pewnym momencie trudnym jest niezauważanie tego stanu rzeczy, ponieważ przegapiane jest samo życie. Diagnoza psychiatryczna może być niewystarczającą odpowiedzią, by przynieść ulgę, a często jest czymś, co pozwala w najlepszym razie trzymać cierpienie w ryzach farmakologii. Czasem jest to konieczny krok na drodze leczenia. Nie jest to z pewnością krok ostateczny. Psychoanaliza nie jest jedyną metodą korzystającą z mowy jako narzędzia leczenia, jest natomiast jedyną metodą traktującą mowę i mówienie szczególnie poważnie. W mówieniu jawi się nieświadome, a mówienie analizującego się zmierza w kierunku coraz wyraźniejszego podkreślenia jednostkowości, wraz z stopniowym zanikiem już niepotrzebnych utożsamień, zubożeń, symptomów. Pod wpływem psychoanalizy pojawia się to, co możliwe, co można nazwać rodzajem pewności. To tam odnajduje się wolność, rezygnując z tej, której podstawą jest wyobrażenie lub urojenie.
Psychoanaliza pozwala żyć uwzględniając własne pragnienie. To wymiar nie brany pod uwagę polach psychologii i psychoterapii. Spektrum satysfakcji jest szersze i głębsze w obrębie psychoanalizy, ponieważ sam proces pozwala analizującemu się po raz pierwszy wyjść poza przekonania, oceny, myśli, wkraczając w pole nieświadomego. Jest to niemożliwe gdziekolwiek indziej ze względu na fakt, że nieświadome, które kieruje podmiotem, który nic o tym nie wie, jest tym, co w obrębie psychiatrii, psychologii i psychoterapii pozostaje pomijane, nieuznawane. Dzieje się tak ze względu na charakter mistrzostwa w tych dziedzinach: wiedza dozwolona w obrębie tych nauk pozostaje ograniczona przez aprobowane metody, których zadaniem jest uchwycić ogół, rezygnując z jednostkowości. To konieczność mistrzostwa, nic nie wiedzieć o tym, jak naprawdę mają się sprawy, których sednem jest pragnienie. By uchwycić nieświadome, koniecznym jest zrezygnowanie z tego pozoru i powstrzymanie się od automatyzmu oceny oraz ciągłych prób łatania swojego mówienia i działania, mających na celu podtrzymanie niemożliwej ich spójności. Właśnie to pokazał Freud i właśnie z tego powodu pozostaje utożsamiany z czymś trudnym do przyjęcia: człowiek jest panem w swojej psychice w znacznie mniejszym stopniu, a przynajmniej znacznie mniej jednolicie niż myślał. Bo panuje nie to, co chce mówić o sobie „ja”, a to, skąd „ja” może mówić, pozostając nierozpoznanym.